Obedience to sport dla wytrwałych, ambitnych i cierpliwych, brzmi bardzo odstraszająco, natomiast właśnie to mnie przekonało do posłuszeństwa sportowego. Tutaj nic nie dzieje się przez przypadek, każdy detal (zwłaszcza ten najmniejszy!) to efekt wielu godzin przepracowanych na placu szkoleniowym. Obedience to rozwój i samodoskonalenie. Jeżeli chce się coś osiągnąć w tym sporcie, trzeba cały czas się uczyć od najlepszych i mieć otwartą głowę. To zdecydowanie sport zespołowy, nawet jeżeli pies będzie świetnie wytrenowany to bez odpowiednio prowadzenia nic z tego nie będzie. Od momentu pierwszego treningu do pierwszego startu na zawodach mija sporo czasu, dlatego każdy obifreak musi czerpać satysfakcję z samego procesu i drogi do wyznaczonego celu. Drogi, która jest pełna wzlotów i upadków, chwil zwątpienia, a wszystko po to, abyś nie przestał się rozwijać i sięgać po więcej. Obedience to przyjaźń, przyjaźń pomiędzy Tobą a psem. Nie grając do jednej bramki ze swoim psem nigdy nie uda Wam się pokazać stu procent swoich możliwości! Startując w zawodach nie masz ze sobą zabawek ani jedzenia, pozostaje to o wiele ważniejsze, więź z psem i chęć robienia tego, co obydwoje kochacie najbardziej. Obedience to ludzie, bo nic nie zbliża tak jak godziny spędzone wspólnie na placu oraz poza nim. Obedience to po prostu pasja.
|
Obedience kocham przede wszystkim za walkę o równowagę pomiędzy statyką a dynamiką, pomiędzy pracą na najwyższych obrotach a wyciszeniem. Ważne jest, aby pies pracował na jak najniższym pobudzeniu, przy możliwie jak najwyższej motywacji. Ogromną satysfakcję daje umiejętność poprowadzenia psa w taki sposób, aby z chodzenia przy nodze wysłać go do kwadratu a później wrócić do np. zmiany pozycji, zachowując emocje psa na odpowiednim poziomie.
W obedience uwielbiam też pracę nad detalami, za to ile szczegółów trzeba ogarnąć, żeby wykonać jedno pełne ćwiczenie. I jaką radość daje opanowanie każdego najmniejszego elementu. Obedience bardzo rozwija więź między człowiekiem i psem. Trenujemy od szczeniaka i myślę, że w dużej mierze właśnie dzięki obi udało nam się wypracować super relację. Poznałam też dużo psio - ludzkich teamów, które inspirują, dużo wspaniałych osób, które po prostu rozumieją i z którymi zawsze jest fun. Bo obi to przede wszystkim właśnie zabawa, wspólne treningi, pasja, która daje nam dużo radości. Muszę jednak dodać, że czasami z obi się też nie lubimy. W obedience nic nie jest na zawsze. Nie ważne, że przez pół roku chodzenie przy nodze wygląda naprawdę fajnie, nie można się przyzwyczajać - z dużym prawdopodobieństwem się to zepsuje. Obedience nie przebacza błędów, nieodpowiedniego nagradzania, pracy na skróty, niekonsekwencji. Zdarzają się sytuację, gdy zamiast ukrytego w krzakach aportu węchowego zadowolony z siebie pies przyniesie gałąź, bo komendę "patyk" wprowadziłeś do obu przedmiotów. Trzeba mieć się na baczności! |
Obi to dla nas świetna zabawa i radość ze wspólnych treningów :) Wzmacnia naszą ludzko-psią więź, buduje lepsze relacje, uczy konsekwencji i obserwacji psa. Mamy to szczęście, że możemy trenować obedience pod okiem Jagody - doświadczonej trenerki, która sama startuje w zawodach i dokładnie wie jak nas do nich przygotować, a co najważniejsze wie jak ogarnąć tak niesfornego i reaktywnego psiaka jakim jest Mania. Dokładnie wszystko tłumaczy i potrafi znaleźć rozwiązanie na każdy problem. Same nigdy byśmy nie zaszły tak daleko, a z jej pomocą jest to łatwiejsze i przyjemniejsze, bo prawdą jest, że trenowanie obi oprócz radości to też wyzwanie, które wymaga cierpliwości, zaangażowania i szaleństwa ;)
Czas na treningach to też spotkania z fantastycznymi ludźmi, którzy dają ogromne wsparcie, dzielą radość z sukcesów, ale też motywują do pracy przy potknięciach, bo jak to w obi, jak jedno ćwiczenie wychodzi super to inne się psuje i tak w kółko. :) |
Dlaczego razem z Flokim uwielbiamy OBI?
A no chyba przede wszystkim dlatego, że dzięki regularnym treningom pod okiem Jagody coraz lepiej się rozumiemy. Coraz lepiej też potrafię odczytywać wysyłane przez niego sygnały, a on coraz bardziej potrafi słuchać (to dla niego bardzo trudne w pobudzeniu), co bardzo pozytywnie przekłada się na Nasze wspólne życie codziennie. Wilczak może i nie jest urodzonym sportowcem, w którego żyłach płynie OBI krew, jednak odpowiednia praca nad motywacją pod okiem Naszego trenera sprawia, że każdy trening daje nam ogrom radości i bardzo dużo frajdy. Mamy swoje wzloty i upadki – jak chyba każdy – jednak zawsze robimy wszystko by treningi były dla Nas pretekstem do dobrej zabawy, a nie przykrym obowiązkiem – trzymamy się zasady, że zły trening to taki, który się nie odbył. Drugim, równie ważnym powodem, przez który kochamy OBI to LUDZIE! Cudowni, pomocni, mega pozytywni i potrafiący dać mega motywacyjnego kopa do dalszej pracy, których wystarczy tylko zobaczyć na grupowym treningu i od razu chce się 100 razy bardziej. |
Obi-psem w naszej rodzinie jest Lolka :) Biało-czarny schroniskowy kundelek, niezbyt bojowy, a wręcz przeciwnie "bojący", mający wieczne obawy w stosunku do ludzi, psów i w jej mniemaniu dziwnych przedmiotów i sytuacji. Dzięki różnorodnej pracy nad strachami i motywacją, ćwiczeniom w rozproszeniach, skupieniu na człowieku i współpracę z nim poprzez trening i zabawę - Lolka wyraźnie zmienia się również życiowo, co jakże cieszy serce matki, bo taki właśnie był nasz cel. Obi jest z nami, bo to super przygoda!
Rozwijamy się, otwieramy na nowe rzeczy, sytuacje, przedmioty, uczymy wzajemnego zrozumienia i czytania emocji, pogłębiamy relacje, pokonujemy psychiczne i fizyczne przeszkody, dzikujemy, wariujemy! - dzięki czemu czerpiemy z zajęć ogromną radość. RAZEM wspinamy się na nasze życiowe górki. Dlaczego jeszcze? Bo mamy super obi-przyjaciół, którzy nas wspierają w trudniejszych chwilach, rozumieją i kibicują w naszych małych sukcesach! Ćwiczyłyśmy i nadal ćwiczymy na miarę swoich możliwości, stawiając od początku bardziej na fun i bycie razem, niż szlifowanie szczegółów. Ale im dalej w ten las wchodzimy, tym bardziej okazuje się, że to drugie też wychodzi, bo udaje się to pierwsze. Każdy maleńki krok do przodu niesamowicie cieszy! Obi to jak drabina, po której trzeba wchodzić stopniowo. Każdy wchodzi tam w innym (swoim) tempie, ale okazuje się, że w świecie psiego sportu mogą znaleźć swoje miejsce także słabsze psiaki, ale jakże pełne chęci, by walczyć ze swoimi słabościami i robić coś razem ze swoim ludzkim przyjacielem! Dlaczego nam wychodzi? Bo uczymy się od najlepszych, bo Jagoda ma głowę pełną pomysłów i rozwiązań na wszystko!!! Bo jest super trenerem, ma ogrom cierpliwości, doskonale rozumie nasze potrzeby i emocje psa i wierzy w nas, co dodaje nam skrzydeł! |
Każdy kogo spotykamy, może nas nauczyć czegoś nowego. Mila, pojawiając się w moim życiu, stworzyła mi niezwykłą okazję do uczenia się.
Nic tak nie rozwija uważności, czujności na detale - na każde spojrzenie, na każdy ruch ciała - jak współpraca z psem. Mila nie jest suczką, który robi coś dla mnie, ale uwielbia pracować ze mną. Jej niezależność i silny charakter sprawiają, że wszystko, czego się podejmujemy musi być naszą wspólną decyzją. To ona wybrała obedience. Nie lubi łapać dysków, nie cieszy jej skakanie przez przeszkody, ale wspólne bycie na placu, blisko, we współdziałaniu jest tym, w czym obie się odnalazłyśmy. Z perspektywy człowieka ten sport wymaga bardzo jasnej komunikacji z psem i dobrego czytania informacji zwrotnych. To aktywność, w której najważniejsze jest porozumienie - reszta to szczegóły techniczne, które można dopracować przy odpowiednim zaangażowaniu i konsekwencji. Wspomniane porozumienie jednak to coś, co bardzo szybko zaczyna żyć też poza placem treningowym. Jeśli tylko na to pozwolimy. I jeśli tak się staje - powstaje więź nieporównywalna z niczym innym. Obedience to nie tylko sport - to sposób współdziałania z psem w pełnym porozumieniu, szacunku, w jasnej komunikacji. Dla mnie - to sposób na życie z moim psem, nawet jeśli kundelki nie zostają mistrzami. |
Do treningów obedience podchodziliśmy kilka razy. Nie bardzo wierzyłam w to, że z połączenia "obi plus pies myśliwski" może się coś fajnego urodzić. Dopiero Jagoda przekonała mnie, że obi można zgrabnie przełożyć na codzienne życie z psem. I to było to! Trenowanie, by się dobrze bawić, a jednocześnie pracować nad posłuszeństwem. Rozwijać kompetencje i poprawiać więź z czworonogiem. Dbać o relacje psio-ludzkie. O to chodziło!
Obedience, to dla mnie możliwość spędzenia czasu pod okiem profesjonalisty i jednocześnie przesympatycznej osoby, jaką jest Jagoda. Świetnie rozumie możliwości i potrzeby mojego psa oraz moje. To bardzo ważne! A mnie cieszą drobiazgi - uwielbiam roześmiany pychol Lexa, gdy pakuję torbę na trening, a także najmniejsze postępy w treningu. Wciąż uważam, że to dość trudny sport, ale dający mnóstwo satysfakcji. Jest COŚ takiego w obedience, co wciąga, co sprawia, że wciąż chcemy trenować. Powoli i we własnym tempie, ale zawsze do przodu! Czego chcieć więcej - obi jest dla każdego! Dla myśliwskich ras też. |
Z wilczakiem to strata czasu i pieniędzy - usłyszałam kiedyś. Dziś mogę jednak powiedzieć, że to była jedna z lepszych decyzji :) Każdy kto zna wilczaki choć trochę, wie że to psy piekielnie inteligentne, ale też tak samo trudne w pracy.
Zanim poszliśmy na Obi znałam kilka wilczaków, które trenują, a nawet świetnie sobie radzą i odnoszą swoje sukcesy, więc nie skreślałam nas z góry na porażkę, ale też się nie nastawiałam na tego typu pracę. Podziwiałam właścicieli i ich psy za kawał dobrej pracy nie zdając sobie wtedy jeszcze sprawy z tego, ile trzeba włożyć wysiłku, konsekwencji i mieć w sobie samozaparcia i motywacji. Nie myśleliśmy poważnie o Obi dopóki nie spotkaliśmy Jagody – poznaliśmy się na zajęciach z psiego przedszkola, na którym Jagoda zauważyła, że Argol lubi kombinować i sprawia mu to radość. Zauważyłam jak wspaniale czyta naszego psa, jak fajnie potrafi zarządzać jego emocjami i motywacją, jak niesamowicie umie dobrać odpowiednie komendy, metody i ćwiczenia aby podtrzymać radość i motywację do pracy. Byłam i jestem zachwycona jak potrafi czytać wilczaki. Tak właśnie zaczęła się nasza przygoda. Napędzeni entuzjazmem naszego wilczaka postanowiliśmy trenować. Ciężko mi wymienić ulubione ćwiczenie Argo, bo widzę ze większość z nich wykonuje z radością i zaangażowaniem. Obi jest dla nas nie tylko sportem i wspólną formą rozrywki ale przede wszystkim bardzo ważną lekcją w budowaniu wspólnej relacji i partnerstwa. Dzięki Obi uczymy się wspólnego języka, zachowania, motywacji i granic. Wiadomo jak to wilczak, ma swoje lepsze i gorsze dni, ale widzę, że cieszy się na każde zajęcia i również poza nimi sam domaga się z nami takiej pracy, dlatego też nawet najmniejszy sukces zawsze cieszy nas podwójnie. Kocham patrzeć jak kopułka naszego psa pracuje, jak myśli i kombinuje nad swoimi zadaniami, jak bardzo się stara i cieszy kiedy mu się uda wykonać zadanie. Dla mnie najfajniejszym elementem w Obi jest kontakt z psem i wspólna dobra zabawa, ten sam stan umysłu, skupienie, zaufanie, wspólna chęć do osiągnięcia sukcesu i przepotężna satysfakcja! Obi nie tylko jest świetną formą spędzania wspólnego czasu, poznaliśmy wiele wyjątkowych ludzi i psów, zgłębiliśmy wiedzę na temat komunikacji i sposobów na pracę z psem. To co ćwiczymy na placu przekłada się również bardzo mocno na naszą codzienność, na naszą relacje i wieź co bardzo naszej całej trójce ułatwia i uprzyjemnia życie. |
Obedience - z definicji posłuszeństwo sportowe… ale muszę powiedzieć, że samo posłuszeństwo to tylko efekt uboczny tego wielkiego sportu.
Oczywiście nie da się ukryć, że to trudna dyscyplina, ambitna i wymagająca ogromnego wkładu pracy własnej. Uczy konsekwencji, dążenia do postawionych celów, kształtuje charakter i wzmacnia psychikę, nie tylko psa, ale i człowieka. To bardzo ważne, ale nasz psio-ludzki team kocha obedience szczególnie za to, że jest pełne dysonansów. Za to, że jest takie nieoczywiste, za balans pomiędzy statyką, a dynamiką, dłubaniem detali, a chęcią zdobywania najwyższych szczytów na zawodach. Za chwile, w których spadek motywacji jest jednocześnie momentem, który potrafi nami potrząsnąć i dać porządnego kopa do działania. Jagoda i jej obediencowe treningi nauczyły nas dobrego planowania, konsekwencji, analizowania treningów, ale również dały nam możliwość poznania wspaniałych ludzi. Ważne jest porozumienie nie tylko w samym teamie, ale też wspólny cel w całym zespole pozytywnie zakręconych ludzi. W obedience wiecznie coś się dzieje. I to właśnie jest takie wspaniałe, bo możemy razem doskonalić się nieustannie i zawsze będzie nam mało! |
Kiedy ponad rok temu trafiłam po raz pierwszy na zajęcie do Jagody, Zara była ciężko odklejającym się ode mnie psem.
Posokowiec bawarski, który ma lęk separacyjny ma trenować obedience? Dlaczego nie? Treningi przynosiły nam dużo radości i motywowały do dalszej pracy. Najpierw miska, kontakcik, zmiana pozycji aż wreszcie zmiana relacji między nami na lepsze. Ja poznałam wielu wspaniałych pozytywnie zakręconych ludzi, a Zara w pewnym stopniu pokonała swój strach. Chętnie wypoczywa w klatce gdzie kiedyś nie było mowy aby do niej weszła. Chociaż wiem ze mój pies zapewne nie osiągnie w obedience tyle co bordery, ale trenując ten sport sprawiamy sobie wiele frajdy. Tak więc obedience nie tylko sportowo, ale i behawioralnie. |
Godziny przepracowanych treningów, a czasem wydaje nam się, że przez długi czas nadal nie mamy efektów, jakie byśmy chcieli, ale nie tracimy motywacji, bo wiemy że w końcu się uda. Wszystko w obedience idzie małymi kroczkami do przodu i dlatego, jak w końcu dokonamy 'niemożliwego' czujemy się jakbyśmy "dotykali nieba".
Pani trener, która zawsze dopinguje nasz team, a ja patrzę z niedowierzaniem jaką motywację mi daje każdy trening z nią, a nawet samo patrzenie jak pracuje z psem - to dodaje skrzydeł. Ważni są także ludzie, z którymi ćwiczysz, każdy stara się wspierać druga osobę w treningach i nie tylko. Ale najważniejsza jest więź z psem, której siły nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Dla mnie Obedience jest nicią porozumienia z psem. Jego wpatrzone oczy, które czekają na mój ruch, balans między statyką a dynamiką. Za każdym razem, jak uda nam się jedno ćwiczenie pękam z dumy i szczęścia, bo wiem, że pies stara się to zrobić dla mnie. Uważam, że nasze myślenie jest często ograniczone i właśnie to pies nas otwiera. Ten sport nauczył mnie zrozumienia swojego psa i po części samej siebie, a przede wszystkim ogromnej pokory i cierpliwości w treningu, jak i w życiu, tego, że na wszystko przyjdzie czas. Kocham trenować obi za to, jak wiele wartości wyłania z nas samych, za to, jak dużo wsparcia musimy przekazać psu i za to, co dostajemy w zamian od psa, czyli zaufanie. Ten sport to czyste zrozumienie między przewodnikiem, a psem. A Kiedy przychodzi zwątpienie w wasz team, pomyśl sobie jaką drogę przebyłeś ze swoim psem i ile pokonaliście RAZEM przeszkód! :) Trzeba pracować nad sobą i nie odpuszczać. 'Show must go on'. |